Wednesday, November 25, 2009

Johor Bahru - day 2
















(Johor Bahru w środowy poranek 25.11.2009 godz. 11:30)

24.11.2009 c.d.

Zszedłem na dół do kompleksu wolnocłowego, by kupić coś do jedzenia i się rozejrzeć. Znalazłem scrabble angielskie za 79,90 RM (ringgitów malezyjskich), czyli w przeliczeniu za 67,91 PLN - tanio. W sklepie spożywczym kupiłem chleb i jedyny dżem, który znałem z Polski (francuski Dalfoure z jeżyn za ok. 10 RM. Poszedłem spać ok. 23:00. Niestety po chwili drzemania obudził mnie jakiś hit Genesis i odgłosy dobrze bawiącej się publiczności. Muszę zresztą przyznać, że wykonania zachodnich piosenek były na całkiem solidnym poziomie. Próbowałem użyć zatyczek, ale jakoś mi nie pasowały do uszu, więc dałem sobie spokój. Zespół skończył grać ok. 0:20 i wtedy poszedłem spać. Później słyszałem jeszcze odgłosy z pokoju obok oddzielonego od mojego pokoju zwykłymi drzwiami. Jako, że miałem bardzo rozgrzaną głowę oraz rozpalone uszy - czyżby wszyscy w Polsce mnie obgadywali? ;) - zmoczyłem sobie ręcznik zimną wodą i zabrałem go do łożka. Położyłem na nim głowę i zasnąłem. Obudziłem się o 1:50, wtuliłem ponownie w mokry ręcznik i zasnąłem.


25.11.2009

O 5:30 zbudził mnie donośny głos wzywający do modlitwy (tak myślę) w jakimś obcym języku. Pewnie to jakiś muzułmański zwyczaj - pierwsza modlitwa dnia. Dość powiedzieć, że wczoraj zauważyłem naklejoną na suficie strzałkę z napisem QIBLAT. Moja scrabblowa wiedza mówi mi, że QIBLA to wyraz z Q bez U oznaczający kierunek w którym zwracają się muzułmanie do modlitwy - w tym kierunku znajduje się Mekka. Qiblat to pewnie to samo co qibla.
Własnie wyjrzałem przez okno - no tak - tuż obok hotelu jest meczet ;)

Gdy ustały nawoływania do modlitwy zasnąłem ponownie. O 11:15 zbudziło mnie dzwonienie i pukanie do drzwi. Nie ruszałem się z łóżka, więc po 5 minutach dzwonienie i pukanie ustało.

Ale się wyspałem :)))) Czuję się zdcydowanie lepiej niż wczoraj. Ani śladu jakiegokolwiek jet-lagu, o którym tak się rozpisują w necie. Chyba odkryłem dobry sposób na tę przypadłość - nie przespać nocy w samolocie, a nastepnie wytrzymać z zaśnięciem do następnego wieczora :)

Wszystko ma jednak swoją cenę. Wstanie o 11:15 oznaczało, że przespałem śniadanie wydawane do 10:30. No cóż, zadowolę się chlebem z dżemem - nie zaszkodzi.


Dzisiejszy dzień mija niespiesznym tempem. Śniadanie zjadłem o 12:00, umyłem się i wyruszyłem na przechadzkę po położonym w kompleksie ZON centrum handlowym. Na środku galerii handlowej stały dwie udekorowane choinki - w końcu Święta już za pasem. Po przechadzce wypatrzyłem wreszie kantor, gdzie mogłem kupić ringgity. Mimo podwójnej wymiany - w Polsce kupiłem dolary, a za nie kupiłem w Malezji ringity praktycznie nie straciłem ani złotówki. Przy kursie 0,85 PLN za 1 ringgita kupiłbym ich tyle samo w Polsce co tutaj wymieniając kupione po 2,815 PLN za sztukę dolary.

Uzbrojony w gotówkę wróciłem do pokoju i większość pieniędzy schowałem w pokojowym sejfie. Pooglądałem trochę TV i znowu poszedłem do centrum handlowego w poszukiwaniu widokówek i magnesów. I tu niespodzianka - w żadnym sklepie nie znalazłem ani jednej tradycyjnej pocztówki - były same okolicznościowe. To samo tyczy się magnesów na lodówkę. Żadnego! I co ja teraz zrobię? W planach miałem zakup i wysłanie ponad 20 widokówek do ukochanej, rodziny, znajomych... :///

Jedyne, co było do kupienia, to chusty, o które poprosiły mnie przed wyjazdem dwie miłe panie ;) i tu znów pojawił się problem - chusty są w tylu kolorach i deseniach, że nie za bardzo wiem, które wybrać... ;)

Za godzinkę - o 18:00 zaczyna się rejestracja zawodników. Później, ok. 19:00 uroczysta kolacja z udziałem mera Johor Bahru. Oby jedzenie nie było zbyt wyszukane - chciałbym dożyć rozpoczęcia turnieju w dobrej formie :))

No comments: